(przepraszam za brak polskich znakow.)
Ide z Louis'em za reke po parku a przy tym spadaja na nas platki sniegu. Ida sciezka, mijamy dzieci robiacych gwiazdy na sniegu i robiacych balwanow, a takze ludzi z torbami prezentow idacych wlasnie do domu, i rodzicow w pozytywnym humorze z dziecmi. Lubie taka atmoswere. Snieg, szczesliwi ludzie, zimno, oraz moj chlopak obok mnie.
- No, wiec za ile ubierzemy choinke? Inni juz maja. . . - powiedzial udawajac raczej smutek.
- Mozemy jutro.
- Yay. - usmiechnal sie i musnal moj policzek.
- Ale rano mi pomozesz z porzadkami, kochanie. - oznajmilam.
- O nieee. . . - westchnal.
- Hahaha. - zasmialam sie.
Nagle Louis wzial mnie na rece i zaczal biec. Nie wiedzialam o co m chodzi.
- Zostaw mnie! - zaczelam krzyczec. Pewnie to jeden z jego glupich pomyslow.
- Nie ma mowy abym Cie puscil, slicznotko. - powiedzial i po chwili czulam zimno i czulam jak mam na twarzy snieg. Rzucil mnie w zaspe sniegu. W tle slyszalam jak Louis niemal dusil sie ze smiechu. Wstalam powoli i spojrzalam na niego. Byl caly czerwony ze smiechu. Pociagnelam Go za reke i wlecial w zaspe jak ja. Pociagnal mnie za noge, a ja sie wywrocilam. Pociagnal mnie za noge i juz zaraz bylam obok niego. Mokrzy w sniegu i przemoknieci.
- I tak bedzisz sprzatac. - powiedzialam smiejac sie.
- Ej noo.. - marudzil.
- Wariat. - zasmialam sie i musnelam jego usta, a on zaczal mnie calowac.
Krotki, ale zawsze cos (:. Buziaki <3.
Awwww ale słodki *-* taki inny :3 fajny <3
OdpowiedzUsuń